W okresie międzywojennym Witnica (Vietz) była prężnie rozwijającą się wsią, a od 1935 r. miastem. Dowodzi tego jeden z domów, stojących przy jej głównej ulicy.

 

Budynek został wzniesiony w technice ryglowej zwanej „pruskim murem”. Ściany o szkielecie drewnianym są w niej wypełnione cegłami. Stał w Witnicy przy Landsbergerstrasse  (ul. Gorzowskiej) pod numerem 50. (dziś 17.) Widzimy go na fotografii wykonanej w pracowni Reinholda Wernera na początku XX w., która w tej chwili wisi w mieszkaniu Pawła Łopatki.  Nad wejściem wisi tablica z napisem „Gasthof zu Krone – Karl Petrick” („Gospoda pod Koroną – Karl Petrick”).

Przeznaczenie budynku poświadcza grupa witniczan, wśród których mężczyźni dzierżą w dłoniach kufle piwa. Ręce pań i dzieci są puste.

Warto zauważyć, że jezdnia nie posiada dzisiejszej kostki brukowej, która pochodzi z granitu z Gross Rossen. Do dzisiejszych czasów nie przetrwała sąsiadująca z gospodą kamienica, która obecnie nosiłaby numer 15. Inaczej również wygląda biurowiec browaru. Ale wróćmy do naszej restauracji.

Adres pojawia się w książce telefonicznej w 1927 i 1930 roku jako gospoda Wilhelma Tölle. Prawdopodobnie nowy właściciel wżenił się w rodzinę restauratorów i przejął stery ich interesu.

W latach 1938, 1939 i 1941 w książce telefonicznej jako właściciel występuje Aleksander Tölle – zapewne syn. To pierwsza różnica. Druga to nazwa ulicy, która została przemianowała na Adolf-Hitler Strasse (Adolfa Hitlera). Trzecią jest zmiana przeznaczenia budynku z gospody na sklep z materiałami budowlanymi, głównie malarskimi. Ta działalność jest dość dobrze udokumentowana za sprawą interesującego wydawnictwa.

Zapraszamy do sklepu

Katalog sklepu, który otrzymaliśmy w darze od Moniki Chomont, ma niepozorną, szarą okładkę, a na niej tytuł „Aleksander F. Tölle. Werkzeuge, Malerei-. Industrie-Bedarf”. Został wydrukowany w Lebus (Lubuszu) w latach 30. ub. wieku.  Nie jest pierwszym takim wydawnictwem, o czym świadczy zdanie na stronie tytułowej: „Wraz z publikacją niniejszego katalogu wszystkie poprzednie wykazy tracą ważność”. W innym miejscu czytamy: „Pędzle dla profesjonalistów. Wszystkie są dostarczane w sprawdzonej wersji wulkanizowanej”.

Wydawnictwo liczy 44 strony.

Znajdziemy na nich oferty narzędzi remontowo-budowlanych od pędzli przez taczki i sprężarki po rusztowanie. Widzimy między nimi produkty firmy Tölle, co poświadcza, że właściciel prowadził również zakład produkujący pędzle i szczotki. Nie wiadomo jednak, gdzie się mieścił. Rysunki oferowanych towarów są precyzyjne, dobrze świadczą o właścicielu firmy i wydawcy oraz ówczesnej kulturze handlowej. 
Zachowała się również karta pocztowa, w której Aleksander Tölle zamawia trzy książki pocztowe. Dokument znajduje się w zbiorach kolekcjonerki Moniki Chomont.
                                                                                              W domu rodziny Tölle




– Na podwórzu w budynku gospodarczym ulokowane było biuro i magazyn towarów- opowiada Paweł Łopatka, którego rodzina zajęła dom Töllego po wojnie.- Miało podłączony telefon. W tym biurze tym odbywała praktykę matka Ulricha Schrötera, po wojnie pułkownika Bundeswehry. Był synem Paula Schrötera, który prowadził przy ul. Kostrzyńskiej małe wydawnictwo – Paul Schröter Verlag. Znamy je z dawnych kartek pocztowych. Jeśli chodzi o biuro i magazyn, to 2/3 z tego budynku istnieje do dziś. Mieści się w nim m. in. letnia kuchnia.

W domu rodziny Tölle mieścił się duży salon 48 m2 (jadalnia), kuchnia, łazienka i sypialnie, bieżącą wodą ciepła i zimna. Działalność gospodarczą realizowana była w potężnym budynku gospodarczym w podwórzu .

Powrót do Witnicy

Paweł Łopatka spisał poświęconych przedsiębiorcy rodzinne wspomnienia, które opublikował w książce „Samozwańcze konsulaty”. Jeden z rozdziałów tego tekstu nosi tytuł „Her Tölle i jego dom”. Czytamy w nim:

Do pierwszych śmiałków  grona Niemców z Vietz/Ostbahn, którzy w latach 70. (…) Z opowieści dziadków wiem, że był to dość zamożny człowiek. Podobno posiadał własną plantację ryżu w Chinach! Swój skromny, niewielki dom urządził bardzo nowocześnie i wyposażył w ładne, drogie meble. Dla sprawienia swej żonie przyjemności łazienkę i kuchnię ozdobił kafelkami ze słynnej wytwórni w Miśni.W wyposażeniu łazienki była duża, żeliwna wanna, marmurowy blat, na którym stała umywalka, piecyk do podgrzewania wody oraz spłukiwana ubikacja podłączona do szamba. Kafle miały porcelanowe zawieszki na ręczniki, a także mydelniczkę oraz wgłębienie na papier toaletowy. Wszystko to, w warunkach witnickich tamtych czasów, było czymś niezwykłym.

Sam Tölle opowiadał, że jego żona miała się czym z dumą chwalić przed krewnymi, sąsiadkami i znajomymi. Dziś ślady tamtej świetności potwierdza wanna, obtłuczone kafle i znaleziony na strychu marmurowy blat. Dom posiadał przestronną kuchnię, z której przechodziło się do salonu.

To w nim, obitym bordową tekstylną tapetą z różami, wyposażonym w piękne meble, przy stole zastawionym porcelanowymi i kryształowymi naczyniami oraz srebrnymi sztućcami, odbyła się w roku 1936 uroczysta kolacja urządzona po ceremonii poświęcenia nowo wybudowanego kościoła katolickiego w Witnicy, w którego komitecie budowy pan Tölle, jako katolik i szef firmy, był zaangażowany.

Wizyta po latach

Po wojnie budynek przy Gorzowskiej 17 zajęło małżeństwo Marii i Władysława Buchowskich. Wspomnienia Marii Buchowskiej z d. Koch znajdują się w zbiorach biblioteki. Jej wnuk Paweł Łopatka w przytaczanym wyżej tekście opisuje spotkanie dawnych i powojennych właścicieli domu:

Po wojnie pan Tölle z żoną po raz pierwszy odwiedził Witnicę na początku lat 70. Był wtedy na Targach Poznańskich. Zatrzymał samochód przed swym domem, w którym mieszkali teraz moi dziadkowie. Dziadek znał język niemiecki i zaczął rozmawiać z przybyszami, zaprosił ich do domu.  Na to ktoś, uczulony na głosy o Niemcach chcących tu wrócić, by nam nasze „Ziemie Odzyskane” odebrać, słysząc niemiecką mowę, wezwał milicję, która się u dziadków szybko zjawiła. Pani Tölle bardzo się wystraszyła.

Babcia opowiadała, że bardzo się trzęsła. Od tego czasu nigdy do Witnicy już nie przyjechała. Jej mąż był tu jeszcze dwukrotnie. Za drugim razem przywiózł swojego zięcia. Przyjechał w nocy. Przywitał się i przedstawił zięcia, po czym wziął latarkę i udał się do ogrodu. Tam klęknął i modlił się na mogile swojej teściowej. Chorowała na cukrzycę i pod koniec wojny, gdy Niemcy musieli opuszczać swoje domy, a nigdzie nie można było dostać insuliny, kobieta zmarła w drodze do Kostrzyna. Rodzina wróciła i pochowała ją w ogrodzie. W miejscu jej spoczynku babcia zawsze sadziła kwiaty. Za drugim razem pan Tölle przyjechał z córką, która pamiętała jeszcze dom, bowiem mieszkała tu przez pierwsze sześć lat swego dzieciństwa. Babcia opowiadała, że biegała po pokojach jak mała dziewczynka, a na koniec się rozpłakała.

Po wojnie dom zmienił numerację z 50 na 17, a mieszkały w nim rodziny Buchowskich i Łopatków. Obecnie również znajduje się w prywatnych rękach i mimo leciwej metryki pięknie się prezentuje.