„Witnicki Flesz” 7-8/2021

Nie mamy rezydencji rangi Wilanowa, ale warto przedstawić parę siedzib należących do ziemian i fabrykantów. Oto druga część ciekawostek na ten temat. Opowieść, dlaczego Witnica nie została lubuskim Hollywood.

Niewiele jest w naszej okolicy wiekowych obiektów z polskimi akcentami. Jednym z nich jest willa Hoffmannów przy ul. Myśliwskiej. Zaprojektował ją, inspirując się włoską architekturą willową, polski architekt Sławomir Odrzywolski.

Rysunek tej „polsko-niemiecko-włoskiej” został zamieszczony w „Czasopiśmie technicznym” w 1882 r. Dzięki temu można porównać projekt, jego realizację oraz stan obecny i zabawić się w „znajdź różnice”.

Pałac w Kamieniu Wielkim został wzniesiony w stylu klasycystycznym w latach 20. XIX wieku,. Odbyło się to na drodze  adaptacji spichlerza i domu zarządcy majątku. Inwestycję zlecił właściciel, baron Konrad von Romberg i jego żona Amalia. Sto lat później majątek został rozparcelowany, a pałac przeszedł w ręce Hermanna Strunka, założyciela witnickiej kaflarni. Dziś mieści się w nim Dom Pomocy Społecznej.

I ten gmach, i willa Hoffmannów znajdują się w bardzo dobrym stanie. Jest jeszcze jedna rzecz, która łączy obie rezydencje – śmiały, można powiedzieć szalony projekt pierwszego starosty gorzowskiego Floriana Kroenkego.

Witnicka Wytwórnia Filmowa

– Byłem tam jesienią 45. roku- wspominał Zbigniew Czarnuch w wywiadzie, którego mi udzielił dla potrzeb artykułu w „Gazecie Wyborczej”.-W willi walały się opatrunki, a w halach hulał wiatr, bo maszyny wywieźli Sowieci. Było więc dużo miejsca do zagospodarowania. W przeciwieństwie do cywilnych fabryk, których wyposażenie w większej części ocalało.

Starosta pisze o „ośrodku istniejącym pod Witnicą” i „terenie przystosowanym do zdjęć plenerowych”. A fabryka leży na skraju miasta, w otoczeniu lasów i stawów. Takie miejsce mogło przemówić do wyobraźni.

„Czołówka” stawia się ostro

Dlaczego zatem to nie w Witnicy nakręcono „Samych swoich” i „Rzeczpospolitej babskiej”? Dlaczego witniczanie nie statystowali przy „Popiele i diamencie”, a kostrzyńskie ruiny nie zostały uwiecznione na filmach wojennych?

- Historia nie jest zbyt romantyczna- wspominała w tym samym artykule Róża Kroenke, żona starosty.- W Witnicy został po Niemcach jakiś sprzęt, który można by w tej wytwórni wykorzystać. Mąż kazał go spisać i przewieźć do Gorzowa. (Wiadomo: szabrownicy.)

Ale wkrótce zgłosili się do niego przedstawiciele wojskowej wytwórni „Czołówka” i zażądali, żeby im to wszystko wydać. Mąż się nie zgodził. Pojechał w tej sprawie do Gomułki, wówczas ministra Ziem Odzyskanych. Tłumaczył, że mamy te tereny odbudować, zagospodarować... Jednak ci z „Czołówki” postawili się ostro i Gomułka zdecydował: „Jak wojsko potrzebuje, to trzeba dać”.

Tak witnicki przemysł filmowy upadł, zanim się narodził. Pomysł był może nierealny, ale śmiały.

– To był okres, kiedy jeszcze biurokracja nie stłamsiła ludzkiej aktywnosci- uważa Zbigniew Czarnuch.- Kiedy zdaża mi się wątpić w nasz naród, to przypominam sobie tamten krótki czas.Czas, kiedy zwyczajni ludzie brali się za wielkie rzeczy.

Życie i rzeczywistość korygowały nasze plany i zamierzenia bezlitośnie- napisał we wspomnieniach starosta.





– Mąż miał za ten sprzęt sprawę prokuratorską- powiedziała mi Róża Kroenke.- A jak wtedy człowieka wykańczali, to na całego. Na szczęście był na tyle przezorny, że zachował pokwitowanie. Dowód, że cały ten sprzęt „Czołówce” przekazał.





W czasach PRL-u willa Hoffmannów pełniła funkcję biurowca Państwowego Ośrodka Maszynowego, dziś mieszczą się w niej biura firmy „POM Polonia”. W ostatnich latach została poddana rewaloryzacji. Szczególną uwagę zwracają jej pieczołowicie odnowione detale wewnątrz i odrestaurowana oranżeria.

Witnica nie została lubuskim Hollywood, ale na pocieszenie w mieście utrzymało się stałe kino. Działało od 1920 r., ale niestety, w 1945 r. władze powiatowe zabrały jego wyposażenie do Gorzowa. Na szczęście państwo Maria i Józef Konopińscy kupili w Berlinie odpowiedni sprzęt, płacąc za niego słoniną. W 1946 r. uruchomili kino „Kometa”, które służyło witniczanom aż do czasu przemian ustrojowych.

Szkoda że nie działa w naszym mieście klub filmowy. Gdyby pojawiła się w tej dziedzinie jakaś inicjatywa, powinna otrzymać imię Floriana Kroenkego. Starosty, który rywalizację z „Czołówką” przegrał, ale jako pierwszy dostrzegł w Witnicy kinematograficzny potencjał.

Władysław Wróblewski